Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

wtorek, 23 kwietnia 2013

Wielka polityka, Retinger i skok do Polski


Marek Celt (Tadeusz Chciuk) „Z Retingerem do Warszawy i z powrotem. Raport z podziemia 1944”.Wydawnictwo LTW, 2006 rok.

Jakoś tak, chyba dzięki PRL-owi, drugowojenny rząd na uchodźstwie, jego podziemna delegatura i armia mają bardzo dobry wizerunek. Lubimy myśleć, że, pomijając skrajności komunistów i skrajną prawicę, naród i jego politycy byli zjednoczeni i jednomyślni w drodze do wywalczenia wolności. Ale przecież wcale tak nie było. To my sami, tu w kraju, zwanym czasowo PRL, stworzyliśmy sobie ten idealny obraz. Nie mieliśmy przecież dostępu do chociażby wydawnictw emigracyjnych historyków, którzy opisywali gorzką prawdę, że polityka czasów wojny niewiele różniła się od tej dzisiejszej.

Od końca PRL coraz częstsze są książki, w których wyczytać można owe podziały państwa podziemnego i rządu na uchodźstwie i linii przechodzących w poprzek i wzdłuż tych organizacji. „Z Retingerem...” Marka Celta jest jedną z nich. Marek Celt (pseudonim Tadeusza Chciuka) w czasie drugiej wojny światowej był kurierem politycznym.

Dzisiaj w dobie Internetu, telefonii komórkowej, satelitarnej itp. eksperymentów trudno nam zrozumieć, że łączność pomiędzy Londynem a okupowaną Warszawą była bardzo trudna. Z konieczności krótkie, szyfrowane komunikaty nie mogły przenosić niuansów polityki, ważnych dokumentów i zaleceń. To mogli robić tylko kurierzy. A wojenny kurier to nie była postać zwyczajna, bo najkrótszą drogą do Polski był skok spadochronowy zazwyczaj w jednej grupie z cichociemnymi.

Kurierzy przewozili pocztę dyplomatyczną, dokumenty w formie fotokopii na błonach fotograficznych, ale także niemałe kwoty pieniędzy przeznaczonych na działalność podziemnego państwa. Ale poza tym rolą kuriera było także przekazanie informacji ustnie. W swojej książce Marek Celt porównuje swoją rolę do płyty gramofonowej, która nagrywana jest z jednej strony w Londynie, by po przybyciu do Polski odtworzyć jej zawartość i znów „nagrać” drugą stronę płyty w Warszawie, żeby przekazać zawartość w Londynie.

Rola kuriera

W czasie wojny Marek Celt tą drogę pokonał dwa razy. Pierwszy skok do Polski wykonał pod koniec 1941 roku w zespole Jacket (m.in. razem z mjr Maciejem Kalenkiewiczem „Kotwiczem” i kpt. Alfredem Paczkowskim „Wanią”). Opis tej niełatwej drogi Celt zawarł w swojej książce „Koncert. Opowiadanie cichociemnego”. W 1941 roku Celt był wysłannikiem gen. Sikorskiego.

W kwietniu 1944 roku Marek Celt był kurierem premiera Mikołajczyka (ps. „Stem”). Jego misja była na tyle ważna, że tym razem miał przekazać do kraju informacje na temat politycznego ustawienia Polski w ówczesnym świecie. Premier Mikołajczyk poświęcił kilka tygodni na przekazanie niuansów świata polityki swojemu kurierowi, załatwił mu spotkania z najważniejszymi polskimi politykami w Londynie. W grę wchodziła... Polska. Rząd w Londynie wiedział, po konferencji wielkiej trójki w Teheranie, że Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Radzieckiego i że jedyną możliwością na uratowanie kraju jest jakieś „dogadanie się z czerwonymi”. Rząd londyński miał bolesną świadomość, że Amerykanom i Brytyjczykom bardziej zależy na tym, żeby Stalin i jego wojska wciąż walczyły ze wspólnym wrogiem (najpierw Niemcami, potem Japończykami) niż na niepodległości Polski, którą zawierzyli temu ostatniemu.

Kłopotliwy pasażer

Ważne było, by, używając języka współczesnej polityki, tą wiedzę posiedli również politycy w okupowanym kraju. I to była najważniejsza część misji Marka Celta. Żeby wzmocnić przekaz Mikołajczyk zdecydował się na posłanie, razem ze swoim kurierem , Józefa Hieronima Retingera – na własną jego prośbę. Retinger był postacią kontrowersyjną, szarą eminencją polskich rządów w Londynie, politykiem i doradcą zarówno polskich jak i brytyjskich kół rządowych. Stał się także niełatwą częścią misji Celta, bo ów 56-latek miał w swoim życiu pierwszy raz skoczyć ze spadochronem bojowo do Polski. Odmówił szkolenia i skoków treningowych, bo, jak sam mówił, miał świadomość, że może złamać nogę podczas pierwszego skoku i wolał żeby stało się to już na polskiej ziemi. Nie był człowiekiem dobrego zdrowia a o kolejnej jego trudnej przypadłości Celt dowiedział się już w Polsce.

Retinger (skrzętnie ukrywany w brytyjskim mundurze, a w razie potrzeby i za maską) i Celt spędzili kilka tygodni we Włoszech, czekając na dobrą pogodę i sprzyjające okoliczności do lotu do Polski. Czas ten autor opisuje jako swego rodzaju sinusoidę nastrojów – raz lubił i podziwiał swojego towarzysza innym razem nabierał podejrzeń i zaczynał wierzyć w plotki (o Retingerze mówiono jako o brytyjskim szpiegu, zwolenniku sowietów czy nawet agencie... meksykańskim). W końcu jednak przekonał się do swojego towarzysza, co zdecydowanie przydało się w ich pracy w okupowanej Polsce.

Skoczyli szczęśliwie do Polski 4.04.1944 i Celt w tej dacie dopatrywał się dobrej wróżby. Niestety nie dotyczyła ona kluczowych dla ich pracy spotkań z delegatem rządu w kraju i politykami Polski podziemnej.

Odciętym od informacji zewnętrznej politykom i żołnierzom w Polsce wydawało się, że wiedzą lepiej. I że to ich widzenie świata i polityki wobec nadchodzących wojsk radzieckich ma jedyną rację. Nawet zakulisowe i często niekonwencjonalne spotkania Retingera nie odniosły skutku i zarówno kurierowi, jak i jego towarzyszowi, pozostało tylko zebrać jak najwięcej informacji i wrócić zdać relację w Londynie. Tym bardziej, że doszły ich sprawdzone informacje, że wywiad Armii Krajowej planuje zamach na Retingera jako na zdrajcę.

Po kilku przygodach obaj wylecieli z Polski samolotem w ramach operacji trzeciego „Mostu”, cztery dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego, a z premierem Mikołajczykiem spotkali się na Bliskim Wschodzie w jego drodze do Moskwy.

Warto przeczytać te książkę nie tylko dlatego, że jest dobrze opisaną ciekawą przygodą i wojenną historią, ale także, a może przede wszystkim dlatego, że możemy poznać z niej dylematy polskiej polityki postawionej pomiędzy młotem (i sierpem) a kowadłem. Gdy rozstrzygały się losy ziem wschodnich z Lwowem i Wilnem oraz losu Polski i jej rządu pozostawionego samego w konfrontacji z tryumfującym stalinizmem.

Częścią książki są aneksy: ze sprawozdaniem Celta z jego pobytu w okupowanej Polsce, protokółem Retingera z jego niechlubnej dla AK przygody z drugim „Mostem” oraz skrótami z audycji polemicznej wobec artykułów w PRL-owskiej prasie, którą Marek Celt prowadził w Radiu Wolna Europa w latach osiemdziesiątych.

W moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: 5+.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz