Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Nieludzka wojna

Nikołaj Nikulin „Sołdat”, seria Karty historii, Ośrodek Karta, Dom Wydawniczy PWN, 2013 rok.

9. maja po raz kolejny można było obejrzeć w telewizorze wielką defiladę na Placu Czerwonym w Moskwie. I znów padły słowa o ogromnym zwycięstwie Armii Czerwonej, Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej i znów tysiące krzyczały „Urrrrrra!” ku chwale swojej Ojczyzny.

Zupełnie inaczej na tą wojnę patrzy Nikołaj Nikulin, który w latach 70. ubiegłego wieku spisał swoje wojenne wspomnienia (wydano je w Rosji dopiero w XXI w.). Ten pracownik naukowy, muzealnik mógł wtedy wyjeżdżać do swoich odpowiedników w Niemczech Zachodnich i nie mógł zrozumieć dlaczego Niemcy przegrali wojnę tracąc 7 mln. ludzi, a zwycięski ZSRR stracił co najmniej 20 mln! Jak to się dzieje, że niemieccy inwalidzi wojenni żyją szczęśliwie używając elektrycznych wózków, a ich radzieckich odpowiedników po wojnie, żeby nie żebrali na ulicach, psując obraz socjalistycznej ojczyzny, wywożono do „specjalnych enklaw” gdzie nikomu nie przeszkadzali.

Nikulin nie mógł pogodzić się z tym, że oficjalne publikacje przedstawiały wojnę z punktu widzenia propagandy radzieckiej i nawet wspomnienia weteranów, w tym marszałków, pozbawione były prawdy o czasach wojny. Wojny takiej jaką poznał on, szeregowy i sierżant Armii Czerwonej, od Leningradu do Berlina. Wojny, która nie była ani bohaterska, ani pełna patosu i patriotyzmu. Była za to pełna strachu, przede wszystkim przed swoimi, głodu i zimna i wszechobecnej śmierci.

My, Polacy, widzimy Armię Czerwoną dość jednostronnie. Ponieważ przez całe lata propaganda wmawiała nam ich jako wyzwolicieli i szlachetnych przyjaciół kapitana Klossa i czterech pancernych, przyzwyczailiśmy się traktować ich odwrotnie. I w powszechnej opinii to rabusie zegarków i rowerów, gwałciciele i przyszli okupanci.

Tymczasem... Zwykły żołnierz w każdej armii jest tylko trybikiem w maszynie, którą prowadzą najwyżsi dowódcy i politycy. Jego zadaniem jest wypełniać rozkazy i w ramach ich spełniania starać się przeżyć. Tak jest w każdej armii na świecie i na każdym froncie.

Mimo wszystko inaczej było na froncie niemiecko-radzieckim pierwszych lat wojny. Tam żołnierz nie był traktowany nawet jak najmniejszy z trybików, gdyż, używając tej samej przenośni, owym trybikom należy się od armii choćby smar, by mogły pracować. Żołnierze Armii Czerwonej, którzy razem z Nikołajem Nikulinem mieli zatrzymać „faszystowskie hordy” i przełamać blokadę Leningradu, nie mieli żadnych praw, a gdy nie chcieli chodzić głodni musieli sami „kombinować” jedzenie. Mieli za to bezwzględnie wypełniać rozkazy, zwłaszcza te o „niecofaniu się”.

Tajemnicą armii radzieckiej, dzięki której powstrzymała ona Niemców pod Leningradem i Moskwą, było bezwzględne i absolutnie nieludzkie nieliczenie się z życiem swoich żołnierzy. Nikulin służył w artylerii i wielokrotnie wspomina jak przez ich stanowiska przechodziły do ataku dywizje i korpusy z których, mimo niepowodzenia, nie wracał już żaden żołnierz.

Wspomina, że gdy na wiosnę kopali umocnienia w miejscu kilku bitew jesiennych i zimowych, przekopywali się przez kolejne warstwy zwłok leżące jak geologiczne warstwy kolejnych ofensyw. Makabryczne? Najbardziej uderzające jest to, że Nikulin opisując swoje ówczesne emocje nie pisze o szoku, lecz traktuje to jako wojenną codzienność. Cóż bowiem mógł czuć żołnierz, który wiedział, że wcześniej czy później zginie, albo w ataku – od kuli niemieckiej, albo przy próbie wycofania się od kuli radzieckiej – wystrzelonej przez pilnujące wypełniania rozkazów oddziały NKWD.

Autor zwraca uwagę, że do tej pory w Rosji toczą się spory, jakie straty poniósł ZSRR w II. wojnie światowej. I nie chodzi tutaj o doprecyzowanie, ale o rząd wartości – 20 do 40 mln! Skąd taka dysproporcja? Jeśli do ataku szły dywizje i korpusy (dziesiątki tysięcy żołnierzy), całe jednostki, które ginęły gdzieś na ziemi niczyjej. Jeśli do tych jednostek trafiali żołnierze z masowego poboru, robionego na szybko i bez zbędnych formalności. Jeśli nie było nawet masowych grobów, a ciała poległych zamarzały, bądź gniły tam, gdzie polegli. Jeśli nieludzki system także po wojnie nie pozwalał na ekshumacje na polach przegranych bitew, które mogłyby narazić legendę niezwyciężonej armii i jej wodza. To wtedy trudno policzyć. Przy tak dużej ilości „jeśli” trudno o historyczną precyzję i można zgubić milion, dwa lub pięć milionów zabitych.

I nietrudno jest zrozumieć gorzkie słowa Nikołaja Nikulina. Coraz trudniej za to oglądać w telewizji zadowolone twarze wspominające zwycięstwa „Wielkiej Ojczyźnianej” i ich wielkiego wodza – Stalina, którego imię będzie znów nosił Wołgograd. Na razie przez kilka świątecznych dni w roku, ale gdy nadal przybywać będzie ludzi niepamięci, a tacy weterani jak Nikulin i ich słowa będą zapominane, to kto wie?

W moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: kolejna 5.