Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

piątek, 27 lipca 2018

Lotniskowce wchodzą do gry


Thomas P. Lowry, John W.G. Wellham, „Atak na Tarent. Preludium do Pearl Harbor”, Bellona, 2004 r.
Latem 1940 roku, po upadku Francji, Wielka Brytania pozostała sama na froncie z faszyzmem (oprócz oczywiście sojuszników, których przyjęła na swoim terytorium). Było źle ale na Morzu Śródziemnym było jeszcze gorzej. Flota brytyjska musiała zabezpieczyć teren od Gibraltaru po kanał Sueski mając za przeciwnika liczniejszą i nowoczesną marynarkę wojenną Włoch. Gdyby tego było mało owa włoska flota stacjonowała dokładnie pośrodku morskich linii komunikacyjnych, na północ od ważnej bazy na Malcie, w porcie Tarent.
Jednak Brytyjczycy mieli jeden atut – lotniskowce i przygotowanych do walki pilotów lotnictwa morskiego. Niestety samoloty, które mieli do dyspozycji wydawały się zabytkami. Podstawowym samolotem torpedowo – bombowym był Fairey Swordfish, dwupłatowy, powolny samolot, który najlepsze lata miał już za sobą. Lubili go jego piloci, którzy chwalili jego zdolności lotne i niezawodność, jednak nawet na początku drugiej z wojen światowych głównym atutem Swordfisha, zwanego Stringbag (siatką na zakupy ze względu na oplatający jego skrzydła system zastrzałów i linek) byli jego piloci i agresywna taktyka ich dowódców. Zwłaszcza gdy chodziło o zaatakowanie Tarentu, głównej bazy floty przeciwnika.
Jedyną szansą na zaatakowanie i zneutralizowanie Włochów było właśnie wykorzystanie samolotów. Atak lotniczy był jedynym, który miał szanse się udać. Już przed wojną planowano ataki lotnicze na porty wojenne. Liczne ćwiczenia i symulacje udowadniały, że taki atak jest nie tylko możliwy ale może być skuteczny. Tym bardziej, że włoski Tarent posiadając doskonałą obronę przed atakiem z wody i z powietrza w czasie dnia, w nocy nie miał osłony myśliwskiej, gdyż Włosi dopiero myśleli nad stworzeniem jednostek myśliwców nocnych. W tej sytuacji, przy nocnym ataku, nawet dwupłatowe torpedowce nie pozostawały bez szans.
Książka „Atak na Tarent” to opowieść, zgodnie z tytułem, właśnie o ataku na Tarent, ataku, który nie tyle zainspirował, co sugerują niektórzy, co z pewnością upewnił Japończyków co do bardziej znanego znanego zaatakowania amerykańskiej floty Pacyfiku w Pearl Harbor.
Niewątpliwym atutem publikacji jest jej współautor John W.G. Wellham, pilot jednego ze Swordfishy, które zaatakowały Tarent. Jednak mimo tak, zdawałoby się, osobistego stosunku do tematu książka jest bardzo obiektywną analizą, zawiera rozdziały opisujące zarówno sytuację i wyposażenia floty brytyjskiej jak i marynarki włoskiej, jak i omówienie sytuacji na Morzu Śródziemnym przed listopadem 1940 roku i krótko po nim.
Krótko mówiąc - Mimo przeciwności losu atak powiódł się i 21 przestarzałych, powolnych Stringbagów uszkodziło poważnie trzy włoskie pancerniki i spowodowało sporo zniszczeń w porcie. Brytyjczycy stracili tylko dwa samoloty, jedna załoga uratowała się i trafiła do niewoli, dwóch lotników zginęło.
Najważniejsze afekty zwycięstwa Brytyjczycy odczuli później. Przestraszeni możliwościami lotniskowców Włosi przenieśli główną bazę swojej floty do dużo bezpieczniejszego portu w Neapolu, a to spowodowało, że już do końca wojny była ona zbyt daleko by stanowić realne zagrożenie. Co ciekawe inny efekt był mniej oczywisty ale z punktu widzenia wojny ekonomicznej nie bez znaczenia. Mussolini zachwycił się możliwościami lotniskowców i natychmiast rozkazał przebudować jeden ze statków (bazę wodnosamolotów) na lotniskowiec. Ten nigdy nieskończony projekt pochłonął siły i środki, deficytowe w wojennej Italii.
Ostanie rozdziały książki to analiza japońskich przygotowań i ataku na Pearl Harbor. Japończycy myśleli o lotniczym ataku na amerykańską bazę dużo wcześniej, co ciekawe atak ten przewidzieli już analitycy zaraz po Wielkiej Wojnie, a sami Amerykanie przeprowadzali manewry z atakiem lotniczym na swoją bazę. Za każdym razem udane! Trudno więc mówić o dosłownym skopiowaniu brytysjkiego planu.
Admirał Yamamoto, dwoódca sil japońskich, z pewnością nie inspirował się atakiem na Tarent, jednak udana brytyjska akcja pokazała w praktyce że samoloty i lotniskowce są realną siłą co z pewnością pomogło mu podjąć decyzję. W ten sposób kilkadziesiąt razy większy atak na okręty amerykańskie w Pearl Harbor i amerykańska odpowiedzi – atak bombowców z lotniskowca na Tokio i zatopienie japońskich lotniskowców pod Midway (pierwsza bitwa na morzu stoczona tylko przez samoloty) ostatecznie przeniosły wojny morskie na kolejny etap – lotniskowcowych grup uderzeniowych.
W moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: mocna 5.
Zubek
Ps. Ponieważ książkę wydała Bellona nie obyło się bez żenujących błędów. Tym razem radzę nie czytać recenzji z tylnej okładki. Pełna jest błędów udowadniających, że można napisać coś takiego nie czytając książki a nawet będąc absolutnym ignorantem w poruszanej przez nią dziedzinie (istnieje niewielkie, statystyczne, prawdopodobieństwo że mogła to być ignorantka).