Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

czwartek, 2 maja 2013

Ciężki los młodego oficera, czyli na szlaku 4. Dywizji Piechoty

George Wilson „Jeśli przeżyjesz”, Wydawnictwo Amber, 2013 rok

Porucznika Wilsona poznajemy jeszcze nie jako oficera armii USA ale jako niedoszłego studenta, który jesienią 1942 roku, tydzień przed rozpoczęciem studiów, otrzymał powołanie do piechoty. Przeszedł wszystkie etapy niezbędne do zostania frontowym oficerem – szkolenie unitarne, szkołę podoficerską i wreszcie szkołę oficerów piechoty. I tak Wilson został „trzymiesięcznym cudem”, czyli oficerem mianowanym po trzech miesiącach kursu.

Front potrzebował oficerów, a amerykańska armia nie miała ich zbyt wielu przed wojną, a więc otwierała takie właśnie trzymiesięczne ich „fabryki”. Po kolejnym roku pełnienia nudnej służby w Stanach, młody oficer trafił do Europy, a niewiele później, z gromadą podobnych mu żółtodziobów, w ramach uzupełnień - na front do Normandii.

Wilson i jego koledzy trafili do jednostki liniowej. On do 22. Pułku 4. Dywizji Piechoty. W plutonie, którego został dowódcą było tylko 5 żołnierzy z 40 którzy lądowali wraz z dywizją na plażach Normandii (resztę stanowiły uzupełnienia), a w walkach stracili, od 6. czerwca, 4. kolejnych oficerów.

Autor i tak uważa się za szczęściarza, bo miał czas poznać swoich żołnierzy przed pójściem do ataku, inni oficerowie z uzupełnień, często przejmowali oddziały na linii frontu, pod ogniem wroga.

Dalej możemy przeczytać historie o kolejnych miesiącach niemal bezustannych walk porucznika Wilsona na froncie zachodnim 2. wojny światowej. Od przełamania pod Saint-Lô, przez pościg za wycofującymi się Niemcami, wkroczenie do Paryża, walki o linię Zygfryda i w lesie Hürtgen, w czasie odpierania niemieckiej ofensywy w Ardenach i znów o walkach na linii Zygfryda.

Porucznik pisze je prostym, bardzo jasnym i pozbawionym zbędnych przymiotników językiem. I mimo że jego opowieść aż przepełniona jest opisami walk na pierwszej linii, historii prowadzonych patroli bojowych oraz opisów śmierci i zranień kolejnych jego kolegów oficerów, podoficerów i szeregowych - w niektórych bitwach jego pluton i kompania miały straty dużo powyżej 100% stanu (wliczając uzupełnienia, które docierały na linię frontu) - czytając nie odnosimy wrażenia, że jest to opowieść bohatera.

Wprost przeciwnie, Wilson niejednokrotnie chwali innych: sanitariuszy, lotników, artylerzystów, swoich oficerów i innych dowódców, żołnierzy. Swoje tak długie przeżycie na froncie usprawiedliwia (to dobre słowo)... żołnierskim szczęściem.

Gdy więc doczytamy do momentu rany na tyle poważnej, że bohater ląduje w szpitalu w Anglii niemal ze zdumieniem zauważamy, że mamy do czynienia z bohaterem, który ma na koncie trzy Purpurowe Serca, dwie Brązowe Gwiazdy i jedną Srebrną Gwiazdę. I że spędził na froncie, niemal nieprzerwanie 8 miesięcy.

To ostatnie moglibyśmy sobie sami wyliczyć, ale pada to jako część ciekawej anegdoty. Gdy porucznik trafia do szpitala dręczy go potężny rozstrój żołądka, na który lekarze nie mogą znaleźć leku. Przy dokładniejszym wywiadzie okazuje się, że Wilson, który spędził tyle czasu na pierwszej linii, żywił się przez 90% tego czasu racjami polowych i teraz jego układ pokarmowy nie może przestawić się na normalne jedzenie!

To kolejna świetna historia wojenna napisana przez frontowego żołnierza. I jej siłą jest właśnie ta skromność i język oraz... wszystkie opisy bitew i patroli. Wilson opowiada wszystko ze swojego punktu widzenia, rysując tylko tło taktyczne i strategiczne, tak więc dostajemy naprawdę ciekawe, nawet dla laika, opisy walk małych grup i jednostek piechoty amerykańskiej. Autor rzadko skarży się na swoich przełożonych, choć czasem wprowadzali go na minę (miejscami dosłownie), zawsze jednak zauważa, że jego negatywna ocena może być związana z brakiem ogólniejszej wiedzy na temat teatru działań.

Denerwowało go również niedocenianie amerykańskiej 1. Armii i jej dowódcy – gen. Hodgesa przez sztab i media na rzecz 3. Armii i gen. Pattona.

Czy warto przeczytać? Jeśli zbłądziłeś na wojennehistorie.pl to znaczy, że z pewnością jesteś klientem docelowym tej książki i gwarantuję ci pełną satysfakcję :-)

W moim osobistym 6-stopniowym rankingu: mocna 5.

ps. Kolejna książka przeczytana z czytnika. Rynek dostępnych po polsku e-książek z wojennymi historiami jest coraz ciekawszy.