Dillard Johnson „Szalony J. Wyznania
jednego z najniebezpieczniejszych amerykańskich żołnierzy wszech
czasów”, Wydawnictwo AMBER, 2013 rok
Książkę przeczytałem w dwa dni ale
tylko dlatego, że silą mnie odrywały inne zajęcia. Tak naprawdę
to łatwa i przyjemna lektura, która „sama się czyta”. Z jednym
„ale”, trzeba po prostu lubić wojenne opowieści albo chociaż
gry wideo w których strzela się bez opamiętania i dziesiątkami
zabija wrogów.
Bo to książka o wojnie z 2003 roku,
kiedy to wojska koalicji ale przede wszystkim Amerykanie, weszły z
hukiem do Iraku szybko wygrywając wojnę, by potem systematycznie
przegrywać pokój. Zresztą o tym w książce jest niewiele, bo
druga obecność głównego bohatera w Iraku to rzeczywiście
zmaganie się z rebeliantami ale znów raczej wspomnienia żołnierza
niż rozważania humanisty.
No dobrze, od początku książka to
wspomnienia sierżanta piechoty armii amerykańskiej. Jak to bywa w
takich wypadach zaczyna od dzieciństwa, by skończyć współcześnie.
Główna cześć jego powieści dotyczy czasu wojny w Iraku właśnie.
Sierżant dowodził transporterem pancernym Bradley i brał udział w
naprawdę krwawych walkach.
Bowiem wojna w Iraku to nie była wojna
równego z równym. Naprzeciwko broniącej się, dużej i wydawałoby
się doskonale wyposażonej armii irackiej stały wojska mniej liczne
ale uzbrojone w najnowszą i najbardziej skuteczną broń.
Sierżant J. wielokrotnie napisał, że
zdarzało mu się być we właściwym miejscu ale o niewłaściwym
czasie albo odwrotnie, to samo dotyczyło zresztą jego przeciwników.
W każdym razie J. i jego załoga w ich Bradleyu, którego nazwali
„Carnivore” (mięsożerca – taki zresztą ma tytuł oryginalne
wydanie książki) przyciągali kłopoty niczym magnes. A gdy już
przyciągnęli to radzili sobie z nimi całą dostępną bronią –
25 mm działkiem z pociskami ze zubożonego uranu, karabinami
maszynowymi, karabinkami, pistoletami, pociskami kierowanymi, a jak
trzeba było, a zdarzało się to często, to i bronią zdobyczną.
Wojna w Iraku i o tym właśnie napisał
Szalony J. najwyraźniej pokazała przewagę armii zawodowej,
nowoczesnej i umiejącej używać swojego uzbrojenia, która nawet na
wrogim terenie wygrywała z broniącą swojego państwa armią
poborową, gorzej wyszkoloną i wyposażoną.
Oczywiście wojenne wspomnienia to nie
tylko krwawe walki ale także anegdotki i chwile wzruszenia gdy
sierżant J. żegna się z załogą i kumplami z innych oddziałów
przed walką, której mogą nie przeżyć. To także walka z rakiem z
którym sierżant walczył zaraz po wojnie.
Oczywiście wrażliwszym czytelnikom
mogą nie spodobać się opisy masakrowania irackich poborowych,
którzy atakowali Bradleja Szalonego J. w nierównej walce ale to
była wojna i jak napisał sierżant J. - „Zabijałem tych, którzy
chcieli zabić mnie”, no a on był żołnierzem i jechał tam gdzie
posłało go dowództwo.
W książce jest sporo ciekawych zdjęć ale naprawdę słabej jakości.
Jest także, chętnie wypatrywany przez
niektórych ;-) wątek polski. Jedno z dzieci Szalonego J. urodziło
się z porażeniem mózgowym. Gdy sierżant jechał do Iraku jego
żona przyjechała do... Polski. Polacy odkryli bowiem nowatorską
metodę rehabilitacji, dodatkowo rehabilitacja w Polsce była
znacznie tańsza niż w Stanach.
W
moim rankingu 6-gwiazdowym – książka dostaje mocną 4
+ za
odważny język i lekkość czytania.