Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

wtorek, 24 maja 2011

"Tędy przeszły czołgi"

Bohdan Tymieniecki „Na imię jej było Lily”, Wydawnictwo MON, 1987 rok (org. Londyn, 1971 rok)
Książkę tę polecił mi kolega Wojtek, gdy na forum wrzuciłem kilka cytatów z książki o polskiej 1 kompanii Commando. Napisał, że można tam znaleźć ciekawą opowieść o komandosach, ale nie chciał zdradzić szczegółów. I dobrze zrobił. Wiedziony ciekawością znalazłem książkę na allegro i wydałem 4 złotówki (+ kolejne 8 złotówek za przesyłkę!). Po kilku dniach już sam mogłem przeczytać: „Cichutko podszedłem. To kochany Jedwab wydawał instrukcje swoim wisielcom: „Uwaga, boys, oczy otwarte, w nocy mogą przyjść szwaby. Ale pamiętajcie, nie strzelać. Załogi czołgów pomęczone. Nie budzić! Wszystko po cichu... nożami”.Co za piękne maniery mają ci z dziesiątego Międzynarodowego Commando, co za delikatność!”.

Przyznacie, że już sam cytat wart tych kilku złotych. A jest jeszcze reszta książki. A mamy tu, podzieloną na poszczególne rozdziały/opowiadania, historię podchorążego, a później już oficera, od kampanii wrześniowej, przez Francję, Anglię, Afrykę, aż do zakończenia kampanii włoskiej. Wszystko to napisane jak - trochę powieść awanturnicza, a trochę opowieść przygodowa z nutką patriotyzmu.

Mamy tu bowiem bohatera z iście ułańską fantazją, który gdy trzeba wypije, gdy trzeba pobije, jest niepokorny wobec wyższych szarż, ale szanuje przełożonych, których... szanuje. Przede wszystkim jest jednak pełną gębą czołgistą – zawodowcem, choć lubi podkreślać, że do wojska trafił z poboru.

Rusza w nas tą strunę patriotyzmu, która odpowiada za dumę z rodaka radzącego sobie z innymi nacjami i przeganiającego innych żołnierzy. Gdy przeczytałem, że w szkole pancernej w Afryce nasz bohater po nieudanych pokazie strzelań wykonanych przez południowoafrykańskich czołgistów, specjalnie dla generała, głównego brytyjskiego inspektora broni pancernej, strzela 5 na 5, to aż zakrzyknąłem z radości! Na pohybel Afrykanerom!

I taki jest porucznik Tymieniecki, to doskonały czołgista i doskonały dowódca grupy czołgów. Wprawdzie za nic ma dyscyplinę, oprócz tej na polu walki, ma często bardzo złe zdanie o swoich (i nie tylko swoich) przełożonych, kombinuje jak zarobić na boku parę złotych (funtów raczej), ale gdy przychodzi do walki to powierzają mu coraz bardziej odpowiedzialne zadania.

Wszystko to opisuje bez żadnego patosu i z humorem. Czyta się to wyśmienicie po prostu. Takie książki mają jedna wadę, choćby były nie wiadomo jak „grube” to i tak są za krótkie i pozostawiają niedosyt. Ta dodatkowo nie jest za obszerna - wszystkiego 200 stron.

A teraz na poważnie.

Mimo, że jest naprawdę dobrze napisana książka, którą czyta się jak opisy przygód, to jednak relacjonuje prawdziwą wojnę i uczucia, które wtedy miotały sumieniami żołnierskimi. Zabici koledzy, niedoszkolone oddziały piechoty, durnie bez doświadczenia za dowódców, miłości frontowe i problemy z aprowizacją. Jest tu wszystko. I z tego wyłania się obraz polskiej armii na Zachodzie. I nie jest to ładny obraz: piechota nie wyszkolona należycie, ginie dowodzona przez niedoszkolonych oficerów, sztabowcy wysyłają na śmierć pancerniaków bez doświadczenia i wyszkolenia. Od dowództwa odsuwa się doświadczonych oficerów na rzecz „leśnych dziadków” z wyzwolonych oflagów.
To nie jest miły obraz PSZ. Całe szczęście są jeszcze zdjęcia, bardzo dobrej jakości, jak na czas druku książki, i podpisane... cytatami z niej samej. Naprawdę fajne do obejrzenia, a z tymi podpisami przenoszące nas w konkretne miejsca i emocje.

To, że autorem zdjęć i obwoluty książki jest sam autor dodaje jej jeszcze autentyczności i zbliża nas do tego niezwykłego oficera.

To książka do której z pewnością wrócę – dzięki Wojtek (J-23).

W moim rankingu 6-gwiazdkowym – 6.

1 komentarz:

  1. Z przyjemnością się rozglądnę, bo musi być to niezwykle ciekawa książka :)

    OdpowiedzUsuń