Andrzej Łapiński „Plaże inwazji w Normandii. Pejzaż i historia”, Wydawnictwo Zysk i s-ka, 2019 rok
Byłem w Normandii. I to dwa razy! Oba dotyczyły wojennych historii i odwiedzenia miejsc mocno z nimi związanych. Mieliśmy listę miejsc, które chcieliśmy odwiedzić i wydawało się nam, że znamy związane z nimi historie. W końcu czytaliśmy książki. Wtedy jeszcze nie miałem “Plaż inwazji…” Andrzeja Łapińskiego, przewodnika po wojennych miejscach Normandii czasów lata 1944 roku, książki która jest typowym i zarazem nietypowym przewodnikiem turystycznym. A mogłaby się przydać.
Przewodnik ten bowiem nie jest typowy przez swoją monotematyczność, dotyczy tylko miejsc w Normandii związanych z operacją Overlord z 6. czerwca 1944 roku i dalszych walkach w regionie. Już samo to wskazuje, że nie jest to przewodnik dla wszystkich, nie znajdziemy tu przecież opisu gorzelni calwadosu, zabytków, jeśli nie były związane z walkami w roku 1944, opisów przyrody i miejsc noclegowych. Za to zainteresowani historią znajdą tu nie tylko dokładne opisy dojazdów do poszczególnych lokalizacji, plany całych wycieczek tematycznych ale także, a może przede wszystkim bardzo dużo opowieści związanych z tymi miejscami.
I to dla nich warto kupić tę książkę nawet gdy nie wybieramy się w najbliższych przewidywalnym czasie do Normandii. Dla opowieści o psach spadochroniarzach, historii żołnierza alianckiego, który wzięty do niewoli w Normandii tak uparcie uciekał z obozów jenieckich, że w końcu trafił do Armii Czerwonej i przez Moskwę wrócił do domu, Dla niezliczonych historii z wojennej Normandii, którą można zwiedzić nie wychodząc z domu.
Według mnie to nie jest książka do czytania linearnego, gdyż mimo wszystko nadal jest przewodnikiem. Z zaplanowanym wycieczkami, mapkami podróży, opisami dojść i przejść po okolicach. I można ją pewnie tak wykorzystać. Nie wiem, mam w domu kilkanaście przewodników o podobnym charakterze. Wielokrotnie z nich korzystałem ale nigdy nie zrealizowałem żadnej z opisanych w nich wycieczek. I pewnie nigdy nie skorzystam w ten sposób z “Plaż inwazji…”. Zacząłem też ją czytać jak zwykłą książkę, jednak szybko doszedłem do wniosku, że znacznie fajniej jest ją otwierać to tu, to tam i czytać owe zebrane przez autora ciekawe opowieści. Dzięki tej książce możemy zwiedzać Normandię w swoim tempie i w miejscach które nas ciekawią właśnie w danej chwili. I mimo, że część z tych opowieści znamy doskonale, bo autor nie jest historykiem i pewnie zebrał je z książek, publikacji i muzeów, które sami znamy. Jednak poukładane w ten sposób nabierają zupełnie innego charakteru i tworzą nową jakość.
Książkę tę wypatrzyłem na wystawie księgarni ale jej tytuł i okładka zasugerowały mi iż może to być album ze zdjęciami, czyli kolejny sposób na sprzedanie kilkunastu ładnych zdjęć z okazji okrągłej rocznicy. Dopiero jeden z dobrych kolegów zasugerował mi iż “nic bardziej mylnego”. Trzeba uczciwie przyznać - zdjęcia nie są mocną stroną tej książki, autor nie ma talentu do fotografii i tych kilkadziesiąt zdjęć to nie jest mistrzostwo świata, a wydrukowanie ich w bieli i czerni między liniami tekstu powoduje, że nabierają raczej charakteru ilustracji poglądowych niż czegokolwiek innego.
A gdy już zacząłem się czepiać to muszę jeszcze zauważyć, że autorowi zdarza się popełniać błędy typowe dla ludzi nie mających za dużo wspólnego z historią i współczesnością wojskowości. Najczęściej owe błędy popełniają polscy tłumacze, którym się wydaje, że to takie same tłumaczenie jak każde inne i są na tyle leniwi, że nie sprawdzą, że karabin kaliber 30 wg anglosasów to nie 30 mm a 7,62 mm czyli 30 setnych cala! Że w lotnictwie squadron to nie eskadra, choć brzmi podobnie, a dywizjon. Że pułki i brygady w wojskach pancernych były czym innym niż te w piechocie brytyjskiej, itd, itp. Pan Andrzej Łapiński również nie ustrzegł się kilku z owych pomyłek. Niestety czasami w owej miłej lekturze zgrzytnie taka gafa, jak ziarenko piasku w pysznych, choć mniej dokładnie wypłukanych, jagodach.
W moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: minus 5 za mniej znaczące błędy merytoryczne.
Zubek