Cytat jakiś ciekawy

- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.

Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.

Wojenne historie

Wojenne historie

czwartek, 12 grudnia 2019

Z wycieczką w Normandii roku 1944

Andrzej Łapiński „Plaże inwazji w Normandii. Pejzaż i historia”, Wydawnictwo Zysk i s-ka, 2019 rok

Byłem w Normandii. I to dwa razy! Oba dotyczyły wojennych historii i odwiedzenia miejsc mocno z nimi związanych. Mieliśmy listę miejsc, które chcieliśmy odwiedzić  i wydawało się nam, że znamy związane z nimi historie. W końcu czytaliśmy książki. Wtedy jeszcze nie miałem “Plaż inwazji…” Andrzeja Łapińskiego, przewodnika po wojennych miejscach Normandii czasów lata 1944 roku, książki która jest typowym i zarazem nietypowym przewodnikiem turystycznym. A mogłaby się przydać.

Przewodnik ten bowiem nie jest typowy przez swoją monotematyczność, dotyczy tylko miejsc w Normandii związanych z operacją Overlord z 6. czerwca 1944 roku i dalszych walkach w regionie. Już samo to wskazuje, że nie jest to przewodnik dla wszystkich, nie znajdziemy tu przecież opisu gorzelni calwadosu, zabytków, jeśli nie były związane z walkami w roku 1944, opisów przyrody i miejsc noclegowych. Za to zainteresowani historią znajdą tu nie tylko dokładne opisy dojazdów do poszczególnych lokalizacji, plany całych wycieczek tematycznych ale także, a może przede wszystkim bardzo dużo opowieści związanych z tymi miejscami. 

I to dla nich warto kupić tę książkę nawet gdy nie wybieramy się w najbliższych przewidywalnym czasie do Normandii. Dla opowieści o psach spadochroniarzach, historii żołnierza alianckiego,  który wzięty do niewoli w Normandii tak uparcie uciekał z obozów jenieckich, że w końcu trafił do Armii Czerwonej i przez Moskwę wrócił do domu, Dla niezliczonych historii z wojennej Normandii, którą można zwiedzić nie wychodząc z domu.

Według mnie to nie jest książka do czytania linearnego, gdyż mimo wszystko nadal jest przewodnikiem. Z zaplanowanym wycieczkami, mapkami podróży, opisami dojść i przejść po okolicach. I można ją pewnie tak wykorzystać. Nie wiem, mam w domu kilkanaście przewodników o podobnym charakterze. Wielokrotnie z nich korzystałem ale nigdy nie zrealizowałem żadnej z opisanych w nich wycieczek. I pewnie nigdy nie skorzystam w ten sposób z “Plaż inwazji…”. Zacząłem też ją czytać jak zwykłą książkę, jednak szybko doszedłem do wniosku, że znacznie fajniej jest ją otwierać to tu, to tam i czytać owe zebrane przez autora ciekawe opowieści.  Dzięki tej książce możemy zwiedzać Normandię w swoim tempie i w miejscach które nas ciekawią właśnie w danej chwili. I mimo, że część z tych opowieści znamy doskonale, bo autor nie jest historykiem i pewnie zebrał je z książek, publikacji i muzeów, które sami znamy. Jednak poukładane w ten sposób nabierają zupełnie innego charakteru i tworzą nową jakość.

Książkę tę wypatrzyłem na wystawie księgarni ale jej tytuł i okładka zasugerowały mi iż może to być album ze zdjęciami, czyli kolejny sposób na sprzedanie kilkunastu ładnych zdjęć z okazji okrągłej rocznicy. Dopiero jeden z dobrych kolegów zasugerował mi iż “nic bardziej mylnego”. Trzeba uczciwie przyznać - zdjęcia nie są mocną stroną tej książki, autor nie ma talentu do fotografii i tych kilkadziesiąt zdjęć to nie jest mistrzostwo świata, a wydrukowanie ich w bieli i czerni między liniami tekstu powoduje, że nabierają raczej charakteru ilustracji poglądowych niż czegokolwiek innego. 

A gdy już zacząłem się czepiać to muszę jeszcze zauważyć, że autorowi zdarza się popełniać błędy typowe dla ludzi nie mających za dużo wspólnego z historią i współczesnością wojskowości. Najczęściej owe błędy popełniają polscy tłumacze, którym się wydaje, że to takie same tłumaczenie jak każde inne i są na tyle leniwi, że nie sprawdzą, że karabin kaliber 30 wg anglosasów to nie 30 mm a 7,62 mm czyli 30 setnych cala! Że w lotnictwie squadron to nie eskadra, choć brzmi podobnie, a dywizjon. Że pułki i brygady w wojskach pancernych były czym innym niż te w piechocie brytyjskiej,  itd, itp. Pan Andrzej Łapiński również nie ustrzegł się kilku z owych pomyłek. Niestety czasami w owej miłej lekturze zgrzytnie taka gafa, jak ziarenko piasku w pysznych, choć mniej dokładnie wypłukanych, jagodach.    

W moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: minus 5 za mniej znaczące błędy merytoryczne.

Zubek