Piotr Witkowski „Polskie jednostki powietrznodesantowe na Zachodzie”, Bellona 2009 rok.
Grzegorz Korczyński „Polskie oddziały specjalne w II wojnie światowej”, Bellona 2006 rok.
Gdzieś tam poniżej usprawiedliwiałem się z niedotrzymywania terminów inną pilną lekturą. Czas by owe pilne lektury przybliżyć. Otóż nasze zaprzyjaźnione muzeum w Świnoujściu w Forcie Gerharda (Zachodnim) postanowiło otworzyć wystawę poświęconą walce polskiego ruchu oporu z niemiecka bronią V. No i słusznie - od dawna taka wystawa się im należała (tzn. muzeum też, ale przede wszystkim wywiadowcom polskiego podziemia). Zostaliśmy zaproszeni, wraz z innymi zaprzyjaźnionymi grupami rekonstrukcyjnymi, do zrobienia stosownej oprawy. My tzn. Stowarzyszenie Zachód 1944. Jeśli chodzi o rekonstrukcję niemiecką sprawa była prosta – Luftwaffe, Kriegsmarine – wszystko pasuje do tematu i otoczenia nadmorskiego fortu, ale nasi Kanadyjczycy z 1st CanPara? W żaden sposób. I tu pojawiły się lektury i poszukiwania uwiecznione sukcesem – Samodzielna Kompania Grenadierów!
Samodzielna Kompania Grenadierów była jednostką specjalną Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie drugiej wojny światowej. Jej przeznaczeniem była dywersja i sabotaż po wylądowaniu zachodnich aliantów na kontynencie oraz tworzenie trzonów oddziałów partyzanckich złożonych z licznych Polaków zamieszkujących Francję. Całość kompanii podzielona była na „piątki” w składzie: dowódca, zastępca dowódcy, miner, strzelec wyborowy, radiotelegrafista. Polska SKG była odpowiednikiem brytyjskich oddziałów SAS (Special Air Service). Niezły klimat i w dodatku doskonale pasujący do tematu wystawy.
Niestety nie ma książki, która byłaby monografią SKG, może jednostka za mała, może to, że nigdy jako taka nie weszła do walki, może temat zbyt grząski – w dzisiejszych czasach niechętnie mówi się o rozgrywkach „na górze” w rządzie londyńskim. Tak czy inaczej żeby poznać dzieje kompanii trzeba było przewertować kilka książek i sporą połać internetu.
Walka z bronią V
Oczywiście najważniejszym tematem była tym razem walka z niemiecką bronią odwetową – Vergeltungswaffe. Częścią Samodzielnej Kompanii Grenadierów był jej pion agenturalny, którego żołnierze działali na terenie Francji tworząc siatki podziemia. Tworzone struktury prowadziły działania wywiadowcze i sabotażowe. Ich celem było także przygotowanie do przyjęcia SKG i stworzenia oddziałów zbrojnych. Pierwszych agentów zrzucono do Francji już w 1943 roku. Potem w czasie pierwszych czterech miesięcy 1944 roku wysłano kilka zespołów, w sumie 23 ludzi.
W chwili gdy Niemcy rozpoczęli atakowanie Londynu pociskami V-1 kluczowe stało się zlokalizowanie ich wyrzutni, całej infrastruktury na terenie Francji i podanie namiarów dla bombowców RAF.
W akcji przeciwko wyrzutniom rakiet pustoszących Londyn szczególnie znaczące sukcesy odniósł porucznik Władysław Ważny („Tygrys”), którego zrzucono we Francji 5 marca 1944 roku. Zorganizowana przez niego siatka zdobyła informacje o lokalizacji 173 wyrzutni rakiet V-1, przesłała także do Londynu kilkadziesiąt informacji o transportach pocisków, lokalizacjach obsługi wyrzutni, magazynach paliw i efektach bombardowań. Niestety aktywność wywiadowcza i częste meldunki do Londynu przekazywane drogą radiową miały swoje konsekwencje. Niemieckie służby bezpieczeństwa zaciskały pierścień wokół grupy. W konsekwencji porucznik „Tygrys” zginął, walcząc w zasadzce 19 sierpnia 1944 roku w Montigny-en-Ostrevent.
Historia Samodzielnej Kompanii Grenadierów
Po upadku Francji zarówno rządowi jak i sztabowi Naczelnego Wodza trudno było zlekceważyć siłę Polonii Francuskiej – Polaków, którzy pracowali w zagłębiu węglowym, zasilonych dodatkowo żołnierzami, którym nie udało się uciec do Anglii. Tak w Wydziale Spraw Specjalnych (WSS) zrodził się pomysł „Operacji Bardsea” - powstania zbrojnego wywołanego przez Polską Organizację Walki o Niepodległość (POWN), kryptonim „Monika” i wspieraną przez przeszkolony w Anglii oddział specjalny. Plan ten stał się także kartą przetargową wobec Anglików, którym zależało na każdym działaniu przeciw Niemcom na kontynencie.
SKG powstała na początku 1943 roku w Wielkiej Brytanii. Od początku jej przeznaczenie było jasne – akcje dywersyjne i sabotażowe na tyłach frontu niemieckiego po utworzeniu drugiego frontu. Oddziały kompanii miały stanowić kadrę batalionu utworzonego z polonusów zamieszkałych na terenie Francji. Plan „Bardsea” z lutego 1943 roku zakładał wykorzystanie polskich emigrantów w północnej Francji do sabotażu, a potem wywołania zbrojnego powstania przeciw okupantom, które miało ułatwić siłom alianckim opanowanie tamtejszego zagłębia górniczego.
W związku z tymi zadaniami szkolenie żołnierzy SKG było wszechstronne i dużo bardziej intensywne niż np. szkolenie innych elitarnych jednostek drugiej wojny światowej – komandosów (w tym polskiej 1 Samodzielnej Kompanii Commando).
Pierwszym dowódcą i prawdziwym „stwórcą” ducha i ciała kompanii był mjr Edmund Galinat, postać barwna i nietuzinkowa. Niestety posiadał jedną podstawową wadę był człowiekiem „starego układu”, zaufanym żołnierzem marszałka Rydza-Śmigłego. I choć nadawał się do tej funkcji jak nikt inny musiał ją pełnić pod zmienionym nazwiskiem Zaremba! Niestety Galinat był zbyt niezależny i niepokorny, także wobec oficerów brytyjskich i podobno oni donieśli do władz polskich o jego prawdziwym nazwisku, co zakończyło jego dowodzenie kompanią.
Kompania była podzielona na dwie grupy bojowe: „K” utworzoną przede wszystkim z emigrantów polskich z Francji i byłych żołnierzy Legii Cudzoziemskiej oraz „S” złożoną m.in. z żołnierzy polskich zbiegłych z Werhmachtu.
Szkolenie i przygotowanie grenadierów stało na tak wysokim poziomie, że w czasie ćwiczeń z kanadyjską dywizję piechoty grenadierzy nie tylko potrafili wstrzymać jej marsz ale wzięli jej sztab do niewoli! Po tym zadaniu SKG zainteresowały się amerykańskie służby specjalne, które uzupełniły skład kompanii o trzy „piątki” złożone z żołnierzy amerykańskich polskiego pochodzenia.
Anegdota
Z Kanadyjczykami wiąże się jeszcze jedna anegdota. Gdy ich dywizja przybyła do rejonu zakwaterowania SKG kanadyjscy żołnierze z przykrością stwierdzili, że wszystkie okoliczne dziewczyny są już zajęte przez Polaków. Nie mogło się im to podobać. W takiej atmosferze do pubu wchodzi piątka żołnierzy, widząc piątkę Polaków siedzącą przy barze (grenadierzy starali się wszędzie poruszać swoimi „piątkami”) szukają zaczepki. Polacy świadomie nie reagują co tylko jeszcze bardziej denerwuje żołnierzy kanadyjskich. W końcu dochodzi do konfrontacji, ale wcześniej dowódca polskiej „piątki” prosi Kanadyjczyków żeby dobrali sobie jeszcze piątkę „żeby wyrównać szanse”. Polacy ostentacyjnie odkładają na bar swoje spadochroniarskie noże. Po chwili wraz z główną szybą z pubu wypada 10 Kanadyjczyków. Grenadierzy spokojnie dopijają swoje drinki. Przybyłej po incydencie żandarmerii wojskowej barman opowiedział, zgodnie z prawdą, jak to 10 Kanadyjczyków sprowokowało i napadło na 5 Polaków, którzy się tylko bronili!
Polskie piekiełko i koniec SKG
Niestety istnienie SKG przeplatane było „polskim piekiełkiem”, prawdopodobnie oficer doniósł na nieporządki w kompanii chcąc przejąc jej dowództwo, to zmieniała się struktura jednostek specjalnych sił sprzymierzonych, to o władzę nad kompanią i przyszłą jej akcją walczył MON, MSW, sztab Naczelnego Wodza i premier rządu.
Ostatecznie SKG nie weszła do akcji (z wyjątkiem wcześniej wspomnianych żołnierzy pionu agenturalnego). Jej drugi dowódca mjr Stefan Szymanowski (wcześniej zastępca Galinata), wraz z 17 instruktorami, odszedł do amerykańskiej szkoły sił specjalnych, której został komendantem. Grupę bojową „K” przekazano do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej (ale już po bitwie pod Arnhem), a część grupy „S” przekazano do Specjalnych Alianckich Powietrznodesantowych Sił Rozpoznawczych (Special Allied Airborne Reconnaissance Force, SAARF) mających zapewnić bezpieczeństwo żołnierzom przebywającym w obozach jenieckich na terenie Niemiec. O działaniach tej grupy wiadomo stosunkowo niewiele, szczegóły nadal tkwią w archiwach amerykańskich.
Oficjalnie kompanię rozwiązano we wrześniu 1945 roku.
Wyposażenie, uzbrojenie i umundurowanie SKG
Tu następuje małe wyjaśnienie dlaczego właśnie nam, „na co dzień” odtwarzających kanadyjskich spadochroniarzy przyszło tak łatwo przygotować się do pokazania żołnierzy SKG. Żołnierze SKG nosili umundurowanie podobne jak brytyjskie i polskie jednostki powietrznodesantowe (tak więc i kanadyjskie). Jedyną różnicą było używanie przez nich amerykańskich butów spadochronowych (tak jak kanadyjscy spadochroniarze). Wyposażenie i uzbrojenie było mieszanką sprzętu brytyjskiego i amerykańskiego. Cechą szczególną był szarobłękitny beret z polskim orłem.
Mam nadzieję, że ci z was, którzy doczytali ten przydługi tekst do tego miejsca nabiorą większej ochoty do zapoznania się z historią Samodzielnej Kompanii Grenadierów. Z powodu natłoku źródeł nie wystawię tym razem swojej oceny ograniczając się do polecenia książki Piotra Witkowskiego „Polskie jednostki powietrznodesantowe na Zachodzie”, która zawiera rozdział najlepiej omawiający historię polskich SAS-owców.
Cytat jakiś ciekawy
„- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.
Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.