Marek J. Zalewski „Falklandzka
pułapka”, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1982 rok.
W Hiszpanii rząd ma kłopoty, nie dość
że kryzys to jeszcze media się czepiają każdego drobiazgu. Są
tacy co uważają, że w takiej chwili najlepiej odwołać się do
poczucia wspólnoty narodowej i odnaleźć wspólnego wroga.
Gibraltar. Brytyjczycy zajmują „nasz” Gibraltar i na dodatek
brużdżą. Odgrzewamy konflikt, Brytole w odpowiedzi wysyłają
swoje okręty...
Komuś coś to przypomina?
Marek J. Zalewski w swojej
„Falklandzkiej pułapce” na gorąco opisał konflikt, który
swego czasu zaczął się dokładnie tak samo i choć nie dotyczył
się pomiędzy państwami europejskimi i nie dotyczył kraju do
którego lubimy jeździć na wakacje to poruszył cały świat i
wpłynął na historię.
Ogromna zaletą książki pana
Zalewskiego była jej aktualność. Wydana w 1982 roku dotyczyła
wojny z 1982 roku. Jak na PRL to była szybkość niesłychana.
Oczywiście dzisiaj to już nie robi wrażenia, ale wtedy to było
coś!
Niestety to co wtedy było ogromnym
plusem dzisiaj już zaletą nie jest, co może tłumaczyć fakt, że
książka, mimo braku literatury po polsku na ten temat, nie
doczekała się kolejnego wydania. A szkoda, bo po rozbudowaniu
części o przebiegu samego konfliktu byłaby to cenna pozycja
wojenna.
Mimo wszystko już teraz książka
Marka Zalewskiego jest ważna dla tych, którzy chcą poznać tą
wojnę. Po pierwsze zawiera niesłychanie dokładną genezę
konfliktu, sięgającą pierwszych odkrywców (różnie uznawanych
przez każdą z zainteresowanych stron), przez kolejne losy wysp i
ich kolejnych mieszkańców i „właścicieli” do współczesnej
mu historii mediacji Argentyńsko – Brytyjskich. Dzięki temu, że
autor stara się nie narzucać swojego zdania a tylko przedstawia
historię - fakt po fakcie, my – czytelnicy możemy wyrobić sobie
swoje zdanie po której stronie ma być nasza sympatia. I jak nazywać
wyspy – Falklandami czy Malwinami.
Po drugie, o czym już pisałem wyżej,
nie ma zbyt wielu książek po polsku o tym okresie, a jak wiadomo –
na bezrybiu... Żart, bo ta książka jest naprawdę niezłym
studium konfliktu.
Gdy Argentyńczycy zajęli Falklandy
myśleli, że im się upiecze. Przecież to tak daleko od wysp
brytyjskich i ich armii. Liczyli na to, że zagarniecie wysp da im
lepszą pozycję przetargową w nieuchronnych negocjacjach pokojowych
decydujących o dalszym losie Falklandów/Malwinów. Nie docenili
jednak jednego czynnika. Świat i Brytyjczycy nie mogli pozwolić
sobie na przyzwolenie rozstrzygania siłą sporów terytorialnych. Na
przykład ze względu na Gibraltar i dziesiątki innych sporów w
które zaangażowane było dwakroć więcej państw.
I stąd ostra reakcja Brytyjczyków i
potępienie Argentyny przez ONZ, które jeszcze wtedy coś znaczyło.
Dzisiaj Falklandy nadal są kością
niezgody między Brytanią i Argentyną, choć w referendum
mieszkańcy wysp opowiedzieli się za pozostaniem Brytyjczykami (kto
przeczyta „Falklandzką pułapkę” będzie wiedział dlaczego
wynik referendum był oczywisty), a Hiszpanie próbują odgrzać
stary scenariusz (niech tylko przypomną sobie jak skończył
ówczesny rząd Argentyny). Bo historia kołem się toczy.
W
moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: 4.