Albert
Kesselring „Żołnierz do końca” , Wydawnictwo Bellona, 1996 rok
Mój
powrót do pisania miał wyglądać inaczej, bo stworzyła się już
kolejka przeczytanych książek i pora uzupełniać „blogową
biblioteczkę” systematycznie. Niestety powyższa pozycja zaburzyła
cały mój misterny plan. Na dodatek nie przeczytałem nawet całej
książki, a napisać o niej po prostu muszę.
Marszałek
Kesselring napisał swoją książkę siedząc po wojnie w więzieniu
skazany na dożywocie za zbrodnie wojenne we Włoszech (złagodzono
mu w ten sposób karę śmierci). A wydał ją w 1953 po tym jak
wyszedł z więzienia chory na raka.
Wydawało
mi się, że książka napisana przez niemieckiego
generała/marszałka, który dowodził na wielu frontach
europejskich, dostarczy nowych informacji i pogłębi moją wiedzę
dodając spojrzenie drugiej strony (po lekturze książek Pattona,
Montgomerego, Bradleya).
Tymczasem
znalazłem to:
„Nie
było żadnych ustaleń prawa międzynarodowego dotyczących wojny
powietrznej; podjęta przez Hitlera próba ogłoszenia, że wojna
powietrzna jest w ogóle sprzeczna z prawem międzynarodowym, została
w rozmowach międzynarodowych odrzucona, podobnie jak i jego
propozycja ograniczenia wojny powietrznej tylko do celów wojskowych.
Włączyliśmy do regulaminów – a ja, jako szef sztabu miałem w
tym znaczący udział – zasady moralne, które, wedle naszego
sumienia, powinny być przestrzegane także przez lotników. Należało
do nich ograniczenie ataków do celów czysto wojskowych, ich zakres
został rozszerzony dopiero wskutek następstw wojny totalnej.
Zabronione były ataki na otwarte miasta i osoby cywilne”.
Wow!
I to wszystko w rozdziale poświęconym wojnie przeciwko Polsce w
1939 roku!
Wcześniej
można było przeczytać np. o miłującym pokój altruiście
marszałku Hermanie Göringu.
Takich
„perełek” można znaleźć tam więcej, ja doczytałem, na
razie, tylko do początku kampanii na zachodzie. Rozumiem, że
Kesselring pisał swoją książkę w więzieniu i wydał ją
wcześnie, w 1953 roku i takie wspomnienia muszą być obarczone
ciężarem złych emocji i pretensjami do aliantów po procesach w
których nie czuł się winny, ale żeby jawnie mijać się z prawdą?
I
na dodatek strasznie zapędza się w wygładzaniu nieładnej
historii. Tak napisał o bombardowaniu Warszawy we wrześniu 1939
roku:
„Aby
oszczędzić miasto, kazałem dokonywać ataków bombowych na mosty
i dworce w jego obrębie, wyłącznie Stukasom i samolotom
szturmowym, nad którymi leciała osłona myśliwców i niszczycieli.
Zrzucono przy tym wiele tysiąckilogramowych bomb, co w owych czasach
było godnym uwagi osiągnięciem!”.
Przy
bombardowaniu Warszawy? Tylko Stukasy i szturmowce? Z tonowymi
bombami? No nawet łgać trzeba umieć!
No
i mam dylemat. Oczekiwałem na dawkę historii widzianej od drugiej
strony, a otrzymałem książkę, pełną propagandy jakby
hitlerowskie Niemcy wygrały wojnę i generał/marszałek publikował
swoje wspomnienia pod dyktando samego Goebbelsa. Czy warto poświęcić
czas na zabawę w wyławianie prawdy ze sterty bzdur! A może
potraktować to jako wyzwanie i poszukiwać dalszych nieprawd w jego
książce?
Nie
wiem, do tej pory dowiedziałem się z tej lektury tylko jednej
interesującej rzeczy – kwatera główna Kesselringa mieściła się
w szczecińskiej Płoni. Reszta to bełkot, kłamstwa i przemilczenia
(jak do tej pory).
W
moim rankingu 6-gwiazdowym – książka dostaje 2 i to tylko dla
tego, że 1 rezerwuję na wszelki wypadek.