piątek, 29 września 2017

Szalony J. na wojnie


Dillard Johnson „Szalony J. Wyznania jednego z najniebezpieczniejszych amerykańskich żołnierzy wszech czasów”, Wydawnictwo AMBER, 2013 rok

Książkę przeczytałem w dwa dni ale tylko dlatego, że silą mnie odrywały inne zajęcia. Tak naprawdę to łatwa i przyjemna lektura, która „sama się czyta”. Z jednym „ale”, trzeba po prostu lubić wojenne opowieści albo chociaż gry wideo w których strzela się bez opamiętania i dziesiątkami zabija wrogów.

Bo to książka o wojnie z 2003 roku, kiedy to wojska koalicji ale przede wszystkim Amerykanie, weszły z hukiem do Iraku szybko wygrywając wojnę, by potem systematycznie przegrywać pokój. Zresztą o tym w książce jest niewiele, bo druga obecność głównego bohatera w Iraku to rzeczywiście zmaganie się z rebeliantami ale znów raczej wspomnienia żołnierza niż rozważania humanisty.

No dobrze, od początku książka to wspomnienia sierżanta piechoty armii amerykańskiej. Jak to bywa w takich wypadach zaczyna od dzieciństwa, by skończyć współcześnie. Główna cześć jego powieści dotyczy czasu wojny w Iraku właśnie. Sierżant dowodził transporterem pancernym Bradley i brał udział w naprawdę krwawych walkach.

Bowiem wojna w Iraku to nie była wojna równego z równym. Naprzeciwko broniącej się, dużej i wydawałoby się doskonale wyposażonej armii irackiej stały wojska mniej liczne ale uzbrojone w najnowszą i najbardziej skuteczną broń.

Sierżant J. wielokrotnie napisał, że zdarzało mu się być we właściwym miejscu ale o niewłaściwym czasie albo odwrotnie, to samo dotyczyło zresztą jego przeciwników. W każdym razie J. i jego załoga w ich Bradleyu, którego nazwali „Carnivore” (mięsożerca – taki zresztą ma tytuł oryginalne wydanie książki) przyciągali kłopoty niczym magnes. A gdy już przyciągnęli to radzili sobie z nimi całą dostępną bronią – 25 mm działkiem z pociskami ze zubożonego uranu, karabinami maszynowymi, karabinkami, pistoletami, pociskami kierowanymi, a jak trzeba było, a zdarzało się to często, to i bronią zdobyczną.

Wojna w Iraku i o tym właśnie napisał Szalony J. najwyraźniej pokazała przewagę armii zawodowej, nowoczesnej i umiejącej używać swojego uzbrojenia, która nawet na wrogim terenie wygrywała z broniącą swojego państwa armią poborową, gorzej wyszkoloną i wyposażoną.

Oczywiście wojenne wspomnienia to nie tylko krwawe walki ale także anegdotki i chwile wzruszenia gdy sierżant J. żegna się z załogą i kumplami z innych oddziałów przed walką, której mogą nie przeżyć. To także walka z rakiem z którym sierżant walczył zaraz po wojnie.

Oczywiście wrażliwszym czytelnikom mogą nie spodobać się opisy masakrowania irackich poborowych, którzy atakowali Bradleja Szalonego J. w nierównej walce ale to była wojna i jak napisał sierżant J. - „Zabijałem tych, którzy chcieli zabić mnie”, no a on był żołnierzem i jechał tam gdzie posłało go dowództwo.

W książce jest sporo ciekawych zdjęć ale naprawdę słabej jakości.

Jest także, chętnie wypatrywany przez niektórych ;-) wątek polski. Jedno z dzieci Szalonego J. urodziło się z porażeniem mózgowym. Gdy sierżant jechał do Iraku jego żona przyjechała do... Polski. Polacy odkryli bowiem nowatorską metodę rehabilitacji, dodatkowo rehabilitacja w Polsce była znacznie tańsza niż w Stanach.


W moim rankingu 6-gwiazdowym – książka dostaje mocną 4 + za odważny język i lekkość czytania.